KOCHAJMY KWIATY BĘDZIEMY LEPSI

Nawet pobieżne obserwacje wykazują, że w naturze ludzkiej leży sympatia dla kwiatów. Lubimy kwiaty za ich barwy, kształt, za rzec by można urok osobisty. Lubimy na nie patrzeć i obdarowywać nimi inne osoby w dowód naszych najlepszych uczuć.

Czy sympatię do kwiatów mamy zakodowaną w postaci jakiegoś kawałka genu? Na to wygląda, choć nikt z genetyków nie badał tego zagadnienia. Pośrednim dowodem może być fakt, że w świadomości każdego człowieka tkwi ideał „dom w kwiatach”.
Kolorowe, delikatne i bezbronne kwiaty otaczające ludzkie siedziby kojarzą się nam ze szczęściem, spokojem. I znów pewnie coś w tym skojarzeniu jest z prawdy, bo przecież ktoś, kto lubi kwiaty nie może być zły. Współcześni filozofowie Wschodu twierdzą z przekonaniem, że wzbudzanie dobrych uczuć, a na pewno czynią to kwiaty i wszelkie rośliny ozdobne wokół domu, tworzą atmosferę przyjaźni, w której ludziom żyje się znacznie łatwiej i pogodniej.

Marzy się więc mnie „aby Polska była cała w kwiatach” to znaczy, żeby kwitły przed małym, jednorodzinnym domkiem i przed nowoczesnym olbrzymem z fabryki domów, we wszystkich wsiach i wszystkich miastach, jak Polska długa i szeroka, żeby wzbudzały jak najwięcej dobrych uczuć i tworzyły klimat sprzyjający ludziom. I tylko czasem rodzą się pytania – refleksje, które niepokoją.
Dlaczego moje marzenie o Polsce w kwiatach ciągle sięga bliżej nie określonej przyszłości?
Co więc jest przyczyną zbyt małej ilości kwiatów przed naszymi domami?
Przecież nie niski standard życiowy, bo pamiętamy, że przy najbiedniejszych chatach wiejskich i domkach robotniczych kwitły w okresie międzywojennym przepiękne kwiaty. Nie brak roślin na rynku, bo wybór ich jest z każdym rokiem większy, a i cena – choć wyższa niż przed kilku laty – przystępna.
  Wielu znajdzie wytłumaczenie w braku czasu. Nad tym powodem należy się zastanowić, bo jest on z pewnością słuszny w stosunku do kobiet. Są one obecnie równorzędnymi partnerkami w utrzymywaniu rodziny, a prowadzenie domu w większości przypadków pozostało na ich barkach, jak niegdyś. Może nawet teraz wymaga więcej czasu bo większe są wymagania członków rodzin, zwłaszcza dzieci. Przy dobrej organizacji pracy całej rodziny można jednak wygospodarować godzinę dziennie na pielęgnację roślin. Można też wybrać i posadzić rośliny mało pracochłonne – byliny, drzewa i krzewy. Godzina ta da nam w efekcie dużo satysfakcji i przyjemności.

Zupełnie nie do przyjęcia jest natomiast tłumaczenie braku zieleni i kwiatów wokół naszych siedzib brakiem miejsca. Od czegóż skrzynki i różne pojemniki, które można umieścić nawet na całkiem wyasfaltowanych i wybrukowanych powierzchniach lub zawiesić na murach i słupach. Mamy też do dyspozycji pnącza – znakomite, bo zajmujące minimalna ilość miejsca i dające szybko masę zieleni przetykaną nierzadko pięknymi kwiatami. Pustynny krajobraz murów czy asfaltu zamieniają w bliski człowiekowi ogród. Wystarczy czasem wyjąć jedną chodnikową płytę, by posadzić pnącze. Jeśli obawiamy się złego wpływu pnączy samoczepnych na tynki – umocujmy na murze proste podpory – listwy, drabinki. Zresztą fama o niszczeniu tynków przez rośliny jest mocno przesadzona – odpadają tylko złe tynki i to po bardzo wielu latach. Bez pnączy odpadły by także.

Rozejrzyjmy się wokół siebie. Jest w tej chwili odpowiednia pora do tego, aby pomyśleć co można już wiosną zmienić wokół swojego domu, na swojej posesji, co można zrobić aby moje osiedle ładniej wyglądało i co podpowiedzieć ludziom odpowiedzialnym za zieleń w naszym mieście by było ono bardziej przytulne i ładniejsze.


Artykuły prasowe o tematyce ogrodniczej drukownane w latach 2004-2006
w Kurierze Porannym i Gazecie Współczesnej przez Jerzgo Gwoździeja.